Czarodziej

Samolocik odwagi

Znowu się nie udało. Kolejna próba zakończona niepowodzeniem. Janek od miesięcy walczył by tak zbudować model samolotu, by mógł wznieść się ku niebu. Oczyma wyobraźni widział jak niesiony podmuchem wiatru znad jeziora poszybuje z chłodnym strumieniem wiatru pomiędzy wzgórzem, gdzie stała chatka Antoniego, a tą na której była ścieżka wiodąca do chaty czarodzieja. Każdy upadek, połamane skrzydła odbijały się na samopoczuciu malca gorzkim smakiem smutku. Czasami miał już dość, tak bardzo serdecznie dość. Małe łapki chciały zręcznie bić brawo w zachwycie i rumianym szczęściu na cudownym lotem. Tymczasem zamiast szczęścia czuł się potłuczony jak filiżanki babci Iwony, bardziej obolały niż skrzydła jego samolociku.
Nie wiedział co dalej. Może czas machnąć ręką, dać sobie spokój z tymi marzeniami i wziąć się za pomoc w maminych obowiązkach. Ale przecież… Stary Czarodziej Życia, który mieszka w drewnianej chałupie po drugiej stronie wzgórza zawsze wie co w takiej sytuacji zrobić. Malec pobiegł przez łąkę, przez wzgórze. Zdyszany stanął w progu pokazując bez słowa roztrzaskany samolot. Czarodziej ujął małą łapkę chłopca. Wyjął z jego ręki potłuczony samolocik a wsunął do niej coś małego. Chłopiec nie spuszczając oczu z niebieskich oczu czarodzieja badał małymi paluszkami jaki skarb znalazł się w jego ręce. Coraz większa ekscytacja malująca się na twarzy malca odwróciła uwagę od dziecięcych smutków. Ostatecznie malec nie wytrzymał jakiś krągły przedmiot w jego ręce kusił go przecież słodkim aromatem, wygodnie rozgościł się w jego dłoni.
Czarodziej założył na nos swe stare okulary. Pomajstrował chwilę przy samolocie. Postukał, pociągnął coś z lewej strony. Wydawał się być zadowolony. Chwycił Janka za rękę i wyprowadził go przed dom.
– Masz Jasiu wspaniałe serce. By samolot jednak mógł lecieć tak jak sobie wymarzyłeś, trzeba Ci odwagi. Zobacz owoc, który masz w ręce. Zjedz go ostrożnie i oddaj mi nasionka ze środka – powiedział Czarodziej.
Chłopca nie trzeba było dwa razy namawiać. Ślinka przecież uciekała mu już do kilku dłuższych chwil. Owoc szybko zniknął w jego sympatycznej gębuli, chwilę później oddał starannie oblizane nasionko.
– To malutkie nasionko stanie się kiedyś wielkim drzewem. Musi uwierzyć, że nawet takie małe ma w sobie niesamowitą moc. Musi uwierzyć, że wszystkie przeciwności można pokonać jeśli tylko kocha prawdziwie. Bądź Jasiu odważny jak to małe nasionko. Wtedy nie tylko Twój samolocik poleci w nieznane ale będziesz mógł dokonać rzeczy jeszcze większych – dodał Czarodziej.
Jasiek aż dostał rumieńcy na te słowa. Chwycił samolot w dłonie. Lewą nogą zaparł się mocno o kępę trawy. Chwilę kołysał się w miejscu i w końcu ruszył z ogromnym impetem. Zmrużone oczy i zmierzwiona czupryna śmigały kilkanaście metrów wzdłuż zbocza. W końcu stało się. Janek wypuścił Samolocik Odwagi ku górze. Ten chwilę niepewnie zakołysał się na wietrze by chwilę później pięknie sunąć po niebie nad doliną. Odwaga pomogła. Marzenie się spełniło.

zobacz wszystkie